Czas „wybić szklanki” jak za dawnych lat...

Czas „wybić szklanki” jak za dawnych lat...

Piotr Radwański
pogoria-logo.svg

Relacja z Pogorii

W lutym 1998 roku uczestniczyliśmy na „Pogorii” w szkoleniu edukacyjno-integracyjnym, które miało przygotować nas, 16-17-letnich licealistów, do wyprawy życia. Dla wielu z nas był to pierwszy kontakt z jakimkolwiek żaglowcem. „Pogoria” cumowała wówczas na Motławie w Gdańsku - w pierwotnej wersji to właśnie ona miała stanowić nasz „dom pod żaglami”. Ostatecznie popłynęliśmy równie pięknym „Fryderykiem Chopinem”.

We wrześniu 1998 roku bryg „Fryderyk Chopin” wypłynął ze Szczecina pod dowództwem Kapitana Ziemowita Barańskiego,rozpoczynając swój 8 miesięczny rejs dookoła Ameryki Południowej przez Przylądek Horn. Wyprawa ta, w której w 2 etapach uczestniczyło w sumie 72 uczniów z całej Polski w wieku licealnym, przeszła do historii polskiego żeglarstwa jako rejs Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami (CSpŻ). Przyniosła również Stowarzyszeniu CSpŻ nagrodę Rejs Roku 1999 w kategorii rejsów szkoleniowych. Przedsięwzięcie to, tym bardziej było niezwykłe, że łączyło ciężką, żeglarską pracę z nauką szkolną oraz rozwojem duchowym.

W styczniu 2010 roku, ponownie, po 11 latach od tego pamiętnego wydarzenia, staliśmy się członkami załogi żaglowca. Tym razem była to „Pogoria”. Organizacji wyprawy podjął się, po raz kolejny, dyrektor Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami,ks. prałat Andrzej Jaskuła wraz ze współpracownikami. Udało się zebrać niewielką część z 80-osobowej ówczesnej załogi uczniowskiej oraz kadry nauczycielskiej. Pozostałą część uczestników styczniowego rejsu stanowili aktywni członkowie Stowarzyszenia CSpŻ, ich rodziny i przyjaciele oraz sponsorzy. Na ponad dobową podróż autokarem wyruszyliśmy z Polski do Livorno (w środkowych Włoszech), gdzie czekała na nas stała załoga „Pogorii”.

Polski żaglowiec pięknie prezentował się przy kei na tle ogromnych bezosobowych promów pasażerskich. Bosman Heniu, który na „Pogorii” jest człowiekiem-instytucją przywitał nas i przeprowadził szkolenie w temacie takielunku i ożaglowania. Ponownie poczuliśmy przyjemne podniecenie, gdy wchodziliśmy na maszty i reje, a ludzie obserwowali nas z podziwem z kei. Jest coś szczególnego w żaglowcach, a zwłaszcza tych stale eksploatowanych. „Pogoria” jako jedna z nielicznych polskich jednostek pływa cały rok – jesienią i zimą po Morzu őródziemnym, natomiast wiosną i latem po Bałtyku i Morzu Północnym, uczestnicząc m.in. w regatach The Tall Ships Races. Jest rzeczą znamienną, że właściciele tej jednostki przez tak wiele lat jej istnienia (od roku 1981) nie wyrzekli się idei dla której powstała, czyli kształtowania charakterów młodych ludzi poprzez dyscyplinę i pracę w zespole.

Wszystko na tym żaglowcu przebiegało w klasycznym rytmie żeglarskim – załoga została podzielona na cztery wachty ze starszymi wachty i oficerami wachtowymi na czele. 4-godzinne wachty nawigacyjne i całodobowe obowiązki kambuzowe wyznaczały rytm żeglarskiej przygody wraz z „wybijanymi szklankami”. Zwyczaj „wybijania szklanek” pochodzi z okresu, kiedy na statkach nie było innych zegarów niż piaskowe, a upływ czasu oznajmiany był załodze poprzez uderzenia w dzwon okrętowy. Chłopiec okrętowy miał obowiązek pilnować klepsydry i „wybijać szklanki” sygnalizujące upływ każdych 30 minut. Osiem uderzeń w dzwon oznaczało upływ czterech godzin czyli zmianę wachty. Liczenie czasu dobowego zaczyna się od godz. 12:00. O godz. 12:30 wybija się jedną „szklankę” , o 13:00 - dwie, o 13:30 – trzy, aż do ośmiu uderzeń o 16:00. Potem liczenie „szklanek” zaczyna się od nowa. Natomiast nazwa „szklanka” pochodzi od holenderskiego słowa „glas” czyli szkło, z którego zrobione były klepsydry.

Stawianie i zrzucanie żagli (największy trud był naturalnie z ogromnym grotem), ich klarowanie oraz sterowanie i prowadzenie nawigacji – wszystko to przypominało nam w pewnym stopniu rejs „Fryderykiem Chopinem” sprzed 11 lat. No i oczywiście odśpiewanie nieśmiertelnego „Kiedy ranne wstają zorze” na porannym apelu, który jest jedną z niewielu okazji zebrania załogi w komplecie. Naturalnie nie mieliśmy, w przeciwieństwie do tamtej wyprawy, ani zajęć lekcyjnych, ani prac bosmańskich, choć na jedną z wacht spadł obowiązek sprzątnięcia pyłu z odpadów zbożowych, który pokrył pokład w czasie jednego z postojów. Nie było również nocnego wchodzenia na reje w celu sklarowania żagli, co tak miło wspominam z rejsu dookoła Ameryki Południowej...

Mimo, że przygoda z „Pogorią” trwała zaledwie sześć dni, mieliśmy przyjemność doznać kawałka prawdziwego żeglarstwa, spowodowanego wiatrem na granicy sztormu – 6ºB, natomiast w szkwałach do 7ºB wiało przez kilkadziesiąt godzin. Oczywiście nie dla wszystkich okazało się to aż tak przyjemnym doświadczeniem. Dość powiedzieć, iż Neptun przez dwa dni nie narzekał na brak pożywienia. Bujało tak, że spod materaców musieliśmy wydostać półki zabezpieczające nas przed wypadnięciem z koi. Największą jednak sztuką dla mnie było przypomnienie sobie jak steruje się na dużych żaglowcach - w końcu nie robiłem tego od 11 lat. Operowanie kołem sterowym to nie taka łatwa sztuka, zwłaszcza gdy żaglowiec idzie ostro pod silny wiatr. Kiedy stanąłem za sterem tuż po objęciu wachty, nim się spostrzegłem, zrobiłem niekontrolowany zwrot przez sztag. Wprawiłem tym samym w nienajlepszy humor naszego Kapitana Bronisława Tarnackiego, a sporo fizycznej pracy zadałem naszej wachcie, która musiała popracować z żaglami w celi powrotu na właściwy kurs. Aby udowodnić, że był to jedynie przypływ chwilowej słabości, na następnej wachcie sterowałem już bezbłędnie...

Żeglując w kapryśnej pogodzie, na przemian na żaglach i silniku, zwiedziliśmy Portoferraio na Elbie, gdzie przebywał na zesłaniu Napoleon oraz Civitavecchia, skąd udaliśmy się pociągiem do Rzymu. Głównym celem naszego rejsu były odwiedziny grobu Jana Pawła II oraz audiencja papieska, na której zostaliśmy, jako Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami, pozdrowieni przez Benedykta XVI. Zobaczyliśmy również, w trybie ekspresowym, najważniejsze zabytki stolicy Włoch. Po powrocie na „Pogorię” obraliśmy kurs na Genuę, która była naszym portem wyokrętowania. Po drodze zakotwiczyliśmy niedaleko typowego, nadmorskiego miasteczka włoskiego o nazwie Camogli. Następnie łodzią motorową przedostaliśmy się na ląd by zwiedzić to urokliwe miejsce. Jest ono położone na wzgórzach, co sprawia, że z daleka ma się wrażenie, jakby dachy domów schodziły do morza.

Załoga, mimo że niektórzy płynęli na tak dużym żaglowcu po raz pierwszy, sprawdziła się na medal. Atmosfera i tworzący ją ludzie to podstawa każdej udanej wyprawy. Wyrozumiałość, życzliwość, wytrwałość, cierpliwość, solidność, wzajemna pomoc i harmonijna praca w zespole to niezbędne cechy, które pozwalają przetrwać na niewielkiej przestrzeni statku. Ten, na okres rejsu, staje się domem - tyle tylko że trudniej go opuścić w przypadkach nagłych, bo do najbliższego lądu jest jakieś 2000 metrów w...dół. Konflikty nie są dużym problemem jeśli płyniemy w kilkudniowy rejs, ale trudniej je przezwyciężyć jeśli trwa on choćby cztery miesiące...

Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami – Stowarzyszenie powstałe w kwietniu 1998 roku w celu wychowywania młodzieży poprzez żeglarską dyscyplinę, w oparciu o chrześcijańskie wartości. Stowarzyszenie zajmuje się organizowaniem obozów i wypraw żeglarskich pod opieką doświadczonych kapitanów oraz przy udziale kapelana. Jest nim proboszcz parafii w Sośnie koło Bydgoszczy, pomysłodawca szkoły i urzędujący do dziś prezes zarządu, ks. prałat Andrzej Jaskuła. Dzięki jego staraniom młodzież licealna, 11 lat temu, uczestniczyła we wspaniałym rejsie dookoła Ameryki Południowej. Ksiądz Andrzej nie poprzestał na tym jednym przedsięwzięciu i nadal kontynuował swoją ideę. Najpierw w 2000 roku zorganizował, na niewielkim żaglowcu „Elektra”, rejs milenijny po Morzu őródziemnym „śladami pierwszych apostołów i korzeni kultury europejskiej”. Następnie wraz ze współpracownikami utworzył na wyspie Iż w chorwackiej Dalmacji, na wysokości Zadaru, ośrodek Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami. Od 2001 roku organizowane są tam sezonowe rejsy stażowe oraz szkolenia na stopień żeglarza, sternika i instruktora. W obozach żeglarskich CSpŻ uczestniczyło już ponad 1000 osób - młodzieży gimnazjalnej, licealnej i studenckiej. Obok kilku mniejszych jachtów szkoleniowych, młodzież ma do dyspozycji pięknego opala „Strażnik Poranka”, którego szkoła otrzymała w darze od płk Ryszarda Kuklińskiego w 2002 roku. Kolejnym, największym jak dotąd projektem Stowarzyszenia, jest niemal dwuletni rejs dookoła świata, śladami pielgrzymek Jana Pawła II. Jego rozpoczęcie przewidziane jest na moment beatyfikacji Papieża-Polaka.Zasadniczym celem wyprawy jest spotkanie „Pokolenia JP2” z ojczyzny Jana Pawła II z rówieśnikami z krajów, które odwiedził Wielki Pielgrzym. Trasa rejsu została podzielona na 20 etapów, a każdy z nich ma trwać średnio 35 dni. Załogę młodzieżową żaglowca będzie stanowiła grupa ok. 30 osób w wieku od 16 do 25 lat, a zatem w całym przedsięwzięciu weźmie udział ok. 600 młodych ludzi. Koszt udziału został skalkulowany na 100 zł za dzień rejsu. Warunkami uczestnictwa jest, obok zgody macierzystej szkoły oraz rodziców (podczas wyprawy będą prowadzone zajęcia szkolne), pozytywne ukończenie wakacyjnego, żeglarskiego obozu kwalifikacyjnego (umiejętności żeglarskie nie są zatem wymagane w momencie przystąpienia do rekrutacji). CSpŻ napotyka niestety na przeszkody organizacyjne, również ze strony ludzi morza. Przede wszystkim ciężko jest zorganizować żaglowiec o wymaganych gabarytach i na tak długi okres. Jestem jednak przekonany, że idea wychowania młodzieży w duchu chrześcijańskim, poprzez żeglarstwo, jest warta zainteresowania i zainwestowania.

 

Więcej informacji o Chrześcijańskiej Szkole pod Żaglami tutaj :  Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami

2010-01-30