Navigare necesse est

Navigare necesse est

Jacek Zalewski
pogoria-logo.svg

Relacja z Pogorii

pogoria-T-Borkowski-1.jpeg

Civitavecchia - Portoferraio - Nicea

22.02.2020 - 29.02.2020

Navigare necesse est

– czyli o narodzinach pasji

Co zrobić by można było mówić o tym, że ktoś ma pasję do czegoś? Że ktoś się pasją zaraził do czegoś?  Czasem to kwestia przypadku, zbiegu okoliczności, czasem spotkania ludzi z pasją. Można powiedzieć, że wszystkie te kwestie zbiegły się w razem w opisywanym poniżej przeze mnie wydarzeniu.  Dlatego też tytuł o narodzinach pasji, gdyż dla niektórych uczestniczących w rejsie służb mundurowych, było to pierwsze spotkanie z żeglarstwem i sądzę, że może być początkiem powstania nowej pasji.

Rejs służb mundurowych woj. małopolskiego statkiem STS „Pogoria” po Morzu Śródziemnym u wybrzeża włoskiego odbył się w okresie od 22 lutego 2020 roku do 29 lutego 2020 roku.  Członkami załogi byli funkcjonariusze służb mundurowych z terenu województwa małopolskiego - policjanci, funkcjonariusze służby więziennej, członkowie straży pożarnej, straży miejskiej, a także GOPR-u. 

Rejs był inicjatywą związków zawodowych służb mundurowych. Ideą zorganizowania rejsu było celu integrowanie środowiska służb mundurowych różnych formacji, ale też propagowanie aktywnego spędzenia wypoczynku, a w sposób szczególny żeglarstwa – jednego z najpiękniejszych sportów. Większość z  nas zna powiedzenia Marka Twaina: „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj!”. Można  powiedzieć, że w tym przypadku około 40 osób powiedzenie to wzięło bardzo dosłownie. Duża w tym zasługa  organizatorów.  Lecz nie tylko ich. Wspomnieć trzeba  o człowieku dla którego żeglowanie to prawdziwa pasja. Mowa  o  Krzysztofie Jamroziku, który zawodowo od roku 1994 związany jest z garnizonem małopolskiej Policji, służbę  pełni w Laboratorium Kryminalistycznym, prywatnie zaś będąc pasjonatem żeglarstwa posiada stopień kapitana jachtowego. Z żeglarstwem związany od roku 1981 pływał na żaglowcach: „Pogoria”, „Dar Młodzieży”, „Chopin”, Kapitan Głowacki”.

Przygotowania rozpoczęły się w jeszcze w ubiegłym roku. Organizatorzy z czterech związków zawodowych: tj  Zarządu Terenowego  NSZZ Policjantów przy KWP w Krakowie (kol. Kinga Leszkiewicz), Małopolskiego Zarządu Wojewódzkiego  Związku Zawodowego Strażaków „Florian” (kol. Tomasz Jelonek), Zarządu Okręgowego NSZZ Funkcjonariuszy i Pracowników Więziennictwa w Krakowie  (kol. Paweł Oświęcimka)  oraz z Zarządu Oddziałowego NSZZ Funkcjonariuszy Straży Granicznej przy Karpackim Oddziale Straży Granicznej w Nowym  Sączu (kol. Kazimierz Król) rozpoczęli rozmowy i uzgadnianie szczegółów rejsu z armatorem statku Pogoria tj stowarzyszeniem  Sail Training Association Poland (STAP), którego członkiem jest też Krzysztof Jamrozik.

Portoferraio – fot. Tomasz Borkowski
Inspektor Wawelek- foto. Kinga Leszkiewicz

Poza kapitanem – Krzysztofem Jamrozikiem, a także stałą załogą składająca się z bosmana/starszego oficera, kucharza i mechanika, w rejsie brali udział (w charakterze oficerów wachtowych) doświadczeni żeglarze, wchodzący w skład 4 - osobowej załogi rotacyjnej. Uczestnicy rejsu zostali podzieleni na kilkuosobowe wachty z przydzielonym oficerem wachtowym. Czas bowiem powiedzieć, że choć niektórzy z uczestników mieli doświadczenie żeglarskie na różnym poziomie, począwszy od stopnia żeglarza jachtowego do sternika jachtowego, to dla większości udział w rejsie był pierwszym zetknięciem z żeglarstwem. Uczestnicy rejsu (w tym i Inspektor Wawelek – maskotka małopolskiej Policji) stanowili pełnoprawną załogę statku i wykonywali zlecane im zadania pod nadzorem oficerów wachtowych. Siłą rzeczy, nawet dla osoby, która nie miała styczności wcześniej z żeglarstwem, po zakończeniu rejsu obcobrzmiące słowa jak „brasowanie”, „takielunek”, „kambuz”, „wachta”, „bicie szklanek”, „sztaksle”, „gordingi”, „gejtawa”, „bombram”, „grotbombramsztaksel” nie stanowiły pretekstu do obrażania się i szukania słowników języków obcych. Rytm życia na statku podczas rejsu wypełniały  czterogodzinne wachty, podzielone na: wachtę nawigacyjną, bosmańską, kambuzową i gospodarczą. Stanie na „oku”, stawianie żagli, wchodzenie na reje, prace bosmańskie, wodowanie pontonu, przygotowywanie trapu, manewry,  czy nawet wachta kambuzowa (w kuchni) dawały odczuć, że jesteśmy załogą. Wykonywane prace dawały okazję nauczyć się czegoś nowego, tym bardziej, że wiedzę można było czerpać od bardzo doświadczonych nauczycieli – profesjonalistów w swym żeglarskim rzemiośle.  Tygodniowy rejs pokazał też co wyróżnia żeglarzy od tych, dla których żeglowanie, to dopiero melodia przyszłości i dał możliwość poznania etykiety żeglarskiej i obyczajów związanych z pracą na morzu, w tym i „wybijania szklanek”, czyli odmierzania czasu wachty przy pomocy uderzania w dzwon. O tym, iż z pozoru łatwa czynność do takich nie należy także niektórzy mieli się okazję przekonać. Punktem od którego rozpoczynał się dzień było podniesienie bandery oraz apel na deku statku. Dla nas - mundurowych - również przywiązanych do tradycji, barw i sztandaru – każdorazowo – była to ważna chwila. Przypominała też, powiewająca nad nami biało-czerwona bandera, o tym, że jesteśmy, jako żeglarze w danym miejscu i czasie wizytówką Polski.

Rejs rozpoczął  się po dotarciu do portu Civitavecchia (około 60 km . od Rzymu). Po przeniesieniu bagaży, zapasów jedzenia,  krótkim odpoczynku i podzieleniu na wachty oficerowie wachtowi rozpoczęli szkolenie, w trakcie którego zapoznaliśmy się ze statkiem, podstawowymi węzłami stosowanymi  w żeglarstwie, zasadami działania i wykorzystania sprzętu ratowniczego.

fot. Kinga Leszkiewicz

Kolejny dzień także rozpoczął się szkoleniem. Ochotnicy – okazało się że zgłosili się wszyscy - mieli możliwość wejścia na reje. Nie trzeba mówić, że dla większości był to bardzo emocjonujący moment. Spoglądanie na statek z perspektywy kilkunastu – kilkudziesięciu metrów to niezatarte przeżycie. Dodatkowo uświadamialiśmy sobie, że co innego wejście na reje w porcie, w warunkach szkoleniowych, a co innego na morzu, nawet przy najlżejszym zafalowaniu. Tego dnia nadeszła oczekiwana chwila - odejście od portu. Pogoda, mimo, że to luty, to na Morzu Śródziemnym była sprzyjająca, delikatny wiatr, słońce. Do kolejnego portu położonego na półwyspie Argentario dopłynęliśmy już wieczorem. Tych co nie byli na pokładzie musiał na pewno zaniepokoić nagły hałas. To dźwięk opuszczanego łańcucha kotwicznego.  Okazało się, że port w miejscowości Porto Ercole nie jest dostosowany do cumowania w nim statku o takiej wielkości jak „Pogoria” i dlatego stanęliśmy na  kotwicy. Od ranka następnego dnia po zwodowaniu pontonów chętni zostali przetransportowani na ląd i była możliwość zwiedzenia miasteczka. Potem popłynęliśmy na Elbę. Dotarcie na wyspę, z której na 100 dni zbiegł swego czasu Napoleon, było również celem rejsu.

Płynąc w kierunku wyspy, nie było miejsca na nudę. Zasługa w tym i naszego kapitana i oficerów wachtowych, którzy zapoznając nas z życiem na statku ćwiczyli z nami, także manewry alarmowe; i tak ogłaszany był alarm pożarowy oraz alarm „człowiek za burtą”. Przy każdym alarmie był także fachowy instruktaż i demonstrowanie – na szczęście tylko teoretyczne - jak należy wodować tratwę ratunkową. Po dopłynięciu na Elbę – do stolicy wyspy – Protoferraio – mieliśmy dwa dnia czasu wolnego. Będąc w Portoferraio większości udało się zwiedzić Muzeum Napoleona oraz inne atrakcje.  Z Elby odpłynęliśmy w dniu 27 lutego 2020 r.  kierując się do portu włoskiego Loano, gdzie mieliśmy kończyć naszą morską przygodę, a statek mieliśmy przekazać następcom. Po wypłynięciu pogoda diametralnie zaczęła się zmieniać. Wiatr zaczął się wzmagać, fala zaczęła się powiększać. Już w kilka godzin od wypłynięcia na otwarte morze, Neptun przywołał pierwszych uczestników rejsu by oddawali mu swój hołd. Siła wiatru wzmagała się dochodząc do ok. 45 -50 węzłów w kulminacyjnym momencie. Dla osób, czytających, to wydawać się może, iż jest to opowieść z gatunku, tych o wędkarzu i złapaniu taaakiej ryby – jednak liczby nie kłamią. Do tego wysokość fali, która  przelewała się przez pokład sprawiała, że siła sztormu wyceniona była  na 9 w skali Beauforta. Tak – bosman nie musiał zapinać płaszcza…. Niemniej sztorm sprawił, ze około ¾ uczestników rejsu nie pojawiło się na kolacji. Było to też zbawienne dla wachty kambuzowej, gdzie  przygotowanie posiłków i rozdanie sztućców przypominało taniec z szablami. Dość powiedzieć, że niektóre osoby wracając po wachcie nawigacyjnej, chcąc się przebrać  kładły się na podłodze, by nie stracić równowagi. Samo leżenie na koi też sprawiało trudności – niektórzy znaleźli się niespodziewanie na podłodze.  Wszystko jednak się kończy i sztorm również się skończył po kilkunastu godzinach. Nas zaś po raz pierwszy podczas rejsu dopadła proza życia i rzeczywistość przed która nie da się uciec. Z uwagi na zagrożenie koronawirusem zmuszeni zostaliśmy do zmiany portu docelowego i zamiast do Loano przepłynęliśmy do Nicei. Po wpłynięciu do portu w dniu 29.02.2020 r. w godzinach rannych, spakowaniu się i przygotowaniu śniadania dla  naszych następców udaliśmy się na zwiedzenie miasta. Do Polski wróciliśmy w dniu 01.03.2020 r.  po całonocnej jeździe autokarem.

2020-03-08